sobota, 29 listopada 2014

łikent, podczas którego postanowiłam, że się nic nie wydarzy

irytują mnie zmiany w aplikacjach, ledwie naciumkam się jednego, już robią z niego "lepsze". jestem z czasu ruskiego otwieracza do konserw i maszynki do mielenia mięsa (tejże proweniencji). irytuje mnie, kiedy lekko zadufany w sobie kolega, mówiąc o jakiejś wyszperanej w necie rzeczy, odmawia mi podrzutki linkowej w zamian robiąc mi wykład na temat, ze każdy głupi może to znaleźć w sieci i to żaden problem i ... (mnóstwo wykładu i odrzucenie prośby). czyliż jestem leniwą niezgułą? chyba nie, większość rzeczy udaje mi się zrobić we własnym zakresie, to, czego nie umiem udaje mi się załatwić dzięki pomocy krewnych i znajomych królika, ale przecież dla innego królika podobnie jestem krewnym i znajomym, więc to chyba żadne wykorzystywanie. marzę o mniej skomplikowanym świecie, czasami naprawdę marzę o czarnym i białym, parzystym lub nieparzystym, prawdopodobnie mój mózg obumarłby w tempie 3/4, ale możliwe, że obumarłby szczęśliwy?

*

mam w domu sporo brzydoty, brzydką meblościankę na wysoki połysk dostaną dzięki akcji "pozbądźmy się grata", łózko, które jest przerażająco stare i skrzypi przy każdym ruchu, a właściwie to wydaje dźwięk trudnonazywalny, ale jest cholernie wygodne, jeśli umie się przestać słuchać na zawołanie. żeby nie było, mam też przepiękną starą drewnianą podłogę, niewycyklinowaną, pełną szpar i wgnieceń podłogę klasy. bo była kiedyś w  tym pokoju klasa - tu, gdzie siedzę przy biurku była tablica, po prawej piec, śpię w ostatniej ławce, czyli wszystko jak trzeba. lubię ten pokój, ten dom stary i zgrzybiały (w końcu zarejestrowany zabytek), pełen pająków, duchów i kurzu, lubię kłaść się na podłodze, zamknąć oczy i przez chwilę uciec z tego świata.

*

na cemntarzyu nadal hulają centaury, w poniedizałek słyszałam jak ciumkają liście z zarośniętej części i tratują gałązki. i niech mi nikt nie mówi, że nie : ]

*

przeczytałam te Grona gniewu, straszniej było mi bliżej początku, później coraz mniej strasznie, na końcu wcale, ale to nie to, że strach zniknął, on zamienił się w rodzaj wiedzy, że straszna rzecz jeszcze się wydarzy, że tam, na ostatniej stronie, to jeszcze nie koniec.

czytam też wyharcapany tom XV Bajek Wacława Sieroszewskiego. No lewak, jak cholera. Wyciągnął klasyki ludowe i niemiłosiernie je piłuje, rozciąga, opatruje moraletykietami, gubi piękno formy, jej serce i zasadę,  Doczytam i ułożę go w moim zbiorze, niech śpi, ku przestrodze.

przypomniałam też sobie dickowskie posiadane rzeczy z dzikim rozkoszem.


a dzisiaj obudziłam się o 2 w nocy, poprzewracałam resztę czasu i rano polazłam nad jezioro. wschodziło słońce i było barzo zimno. i fajnie









o, a takie żem se z Islandy przywiozła rekaicki i barzo rozkosznie w nich jest ciepło. za to poszłam w lichym dresie na dupie i ten zupełnie nieislandyjski dres już mię tak nie ucieszył



rany, żebym tylko znowu nie zapomniała o rocznicy założenia bloba! marzy mi się raz napisać post i w nim - dzisiaj rocznica... a zawsze, krewmać przegapiam i na lottcie i na nielocie : |

6 komentarzy:

  1. blisko mieć musisz. jezioro. i hart ducha, by tak z rana, chłodnego rana po rosie stąpać ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. ale wiemy już, że nie udało się nie wydarzyć
      ; D

      Usuń