2 maja (piętek)
Godzina 4.10 - pochmura, wichura i coś na kształt idziedyscu, jeeeżu, myslę sobie i zakopuję się w beret.
6.00, wiatrzysko, słońce i widoki na rower jednak.
10.00, po wszelakich ablucjach aberracjach i abolicji skok na Zygfryda i hyc. Po drodze zdejmuję wiatrówkę bo jest jednak cholernie ciepło. Na łbie dość dziwny kapelusz, którego zadaniem jest ochronić moje bamboblicze (to moja facjata, więc mogę sobie być niepoprawna politycznie) przed kolejnym etapem ciemnienia. Spoko zniosłabym ściemnianie, gdyby reszta ciała nabywała tożsamego koloru pod ubraniem, ale nie bardzo mnie raduje fakt, że wyglądam jak pajac z dokręconą głową od innego.
Kapalut gówno tam chroni - albo zasłania mi oczy, albo podwiewa mi do góry, drapujac się w coś kształtu czapki z filmów marynistycznych, tylko w kolorze ecru i z koroneczką.
Potryty.
Stary most po reperacji i chyba deratyzacji sądząc z jego obecnego wyglądu. Amen w pacierzu, zakatowali mościdło do cna. Stary o stosownej masie, linii i uroku poszedł się walać pod jakimś asfaltem zapewne, a jego miejsce (Jezusie Nazareński!) zajęło jakieś straszydło skonstruowane z rurek stalowych i drogowych band. Święty Józefie, cóżeś robił, że nie upilnowałeś?
A właśnie, piękna
płaskorzeźba św Józefa (prywatnie jedna z moich ulubienic), oderwana od całości, tkwi ni przypiął ni przyłatał przy rurkowych barierkach i wyje. Św. Józef stracił swoje miejsce.
Stare stawidła na miejscu, ale wszystko razem wygląda okrutnie i fatalnie. Wiwat wyobraźnia.zarządców!
XVIII-wieczny dwór rodu von Marquardt i .park już przerzedzony
Przy okazji gawędzę z lekko zawianą (to oczywiste, bo wieje) panią, która mnie zaczepia pytając o mój biedaszyb, ile kosztował i gdzie go kupiłam...
- Bo ja bym sobie taki tez kupiła, ale mam chore oko, to chyba nie mogę robić zdjęć?
- To może drugim okiem? Radzę ostrożnie.
Pan spod sklepu z daleka krzyczy mi dzień dobry, kiedy fotografuje remizę strażacką, po czym z dumą informuje:
- Tu jeszcze św Florian jest, ale teraz poszedł do kościoła.
Uśmiecha mnie wizja pobożnego Floriana, który codziennie wychodzi ze swej strażackiej kapliczki i idzie przez wieś do kościoła, pozdrawia ludzi,a ludzie oddają pozdrowienia.
*
Droga na Studnicę przyjemna niesłychanie. W górę i w dół aleją drzew, a wokół rzepakowe pola.
i bardzo blisko do nieba
*
Studnica
Wioseczka przytulona do drogi. Przydrożny krzyż z Chrystusem przybitym ostrzem cienia, obok kwitnąca jabłonka i stodółka pogrążona w ziemi - takich obrazków już coraz mniej.
Kaplica p.w.św Stanisława, niezbyt jeszcze stara, bo z początku XXw.,
a obok sympatyczny psiak zawiązuje ze mną znajomość przez siatkę udzieliwszy mi uprzednio informacji o tym, że on tu pilnuje, więc lepiej, żebym nie próbowała sztuczek.
Kaplica zamknięta oczywiście, więc ruszam na Kalis
*
Droga na Kalis męcząca, wiatr w gębę wyczynia hucpy z moim kapeluszem, czy raczej czymś co miało być wdzięcznym dziewczęcym nakryciem głowy młodej turystki, ale niezupełnie weszło w rolę. długie podjazdy pod wiatr i więcej samochodów.
*
Kalis
chałupina z zachowaną wycinaną kalenicą, być może stara kuźnia (tak sugerowałby kształt, wyraz i usadowienie budyneczku), wygląda jak chatka czarownicy, zwłaszcza, że obok połyskuje małe bagienko.
Szukam secesyjnego dworu z 1925roku.
Na fotografiach, mimo zniszczenia, znać elegancką linię i zważenie proporcji.
Pytam o dworek pracownika, koszącego trawę w majątku, ów bardzo miły pan wskazuje mi ręką i zamieram. Właściwie powinnam przeżegnać się nogą. Po remoncie piękny dworek zmienił estetykę na podwarszawską, nowobogacką, że aż czuć szwindel na kilometr
- Proszę, niech pani podejdzie dalej, sobie pani obejrzy dookoła., mówi pan
- A nie, nie będę wchodzić na cudzy teren.
- Niech się pani nie boi, "TA" wyjechała
mhm, chyba właściciele pasują do tego, co z dworkiem uczyniono.
Przynajmniej konie ze stadniny są fajne. Jeden skubie mi rękaw, kiedy fotografuję źrebięta, drugi wpycha mi mordę za kołnierz. Powstrzymuję się, żeby nie kwiczeć, żeby nie stracić twarzy przed miłym panem, a się przecież kuresko boję koni - kopią w kolano i już.
*
Droga polna do Ustnika przecudowna, najpierw zjeżdżam ze stromego pagóra, wokół przepiekne stare drzewa, jadę sobie wzdłuż brzegu jeziora Spągi i dojeżdżam do mostku an Symsarnie
*
Ustnik
Przy moście głaz narzutowy, który wygląda, jak wkopany w ziemię po szyję Smętek (pruski bożyc). Kto wie, może skamieniał czekając na czasy, kiedy ludzie zmądrzeją...
Symsarna pluszcze wesoło w ostrych promieniach słońca.
W Ustniku fotografuję dwa dwory, które znajdują się obok siebie.
Mijam je od 38 lat w drodze na Jeziorany,a dziś pierwszy raz robię im zdjęcia. No fakt, kiedy miałam rok, czy dwa, raczej nie pozwalano mi używac aparatu.
Młodszy dwór został zbudowany po podziale majątku na dwie części.
Majątek od XVIw. należał kolejno do rodu von der Damerau Dambrowskich, von Troschke i Kashnitz.. Dwory niszczeją, ale chyba wolę tak, niż blachodachówkę. Starszy dwór jest remontowany i obawiam się, że to był ostatni dzwonek, żeby zrobić mu zdjęcie przedwarszawskie. Wokół dworów pozostałości parku, głównie sobie BYŁY, choć ja jeszcze ten piekny drzewostan pamiętam
*
a później już Modliny i Żegoty.