czwartek, 10 lipca 2025

Miłe są...

 wakacje
dobre książki i czas na ich czytanie
dwa kilogramy bardzo słodkich czereśni
dojrzały i schłodzony arbuz
umyte podłogi
dobrze rosnące pomidory
myśli o Kazachstanie
słodko śniący kot
deszcz
zupa pomidorowa
pisklęta jaskółek uczące się latać z kabla za moim oknem
absolutna mnogość poziomek w sadzie

Niemiłe są:

inwazja bezdomkowych ślimaków
upierdliwe muchy
konieczność spakowania się na garb
połączenie zimnego wiatru z deszczem
zaraza ziemniaczana
nadwaga
alergiczny katar

miłe wygrało.

Gdyby nie to, że przemieszczać się będziemy z nagarbem lokalesami, zapewne pojechałabym z tym stołem. Oprócz widocznej ładowarki akumulatorów kosiarki do trawy. kosić stepu nie będzie się.


Przyniosłam wam dzisiaj Atramentowe serce Cornelii Funke (przekład Jan Koźbiał), którego ekranizację pewnie znacie na wskroś, podobnie jak ja i uwielbiam. Książka w ogólnym szkielecie historii jest podobna, ale wiadomo, jako pierwowzór literacki, rozwija więcej możliwości, detali i co zacne, więcej grozy, której w baśni filmowej nieco brakuje. Napisana historia jest bliższa życiu, mniej holiłódzka i nie wszystko kończy się tak, jak byśmy tego, zgodnie z filmem, oczekiwali. To znaczy nie kończy się źle, ale nie ma wielkiego happy endu, są ścieżki, które poprowadzą historię dalej, poza otwarte dla nas tutaj okno i nikną za widnokręgiem. I tak powinno być w dobrej opowieści.
Dzięki tej książce dowiedziałam się o istnieniu dwóch kolejnych części, które szybciutko zamówiłam, ale przeczytam je dopiero po powrocie z podróży.

Pokazać Świat Dysku Terry'ego Pratchetta, dzieło Paula Kidby'ego w tłumaczeniu Piotra Cholewy to pozycja obowiązkowa na półce fana. Tym razem swój świat pratchettowski pokazuje drugi ilustrator ksiażek mistrza,  Paul Kidby (fani wiedzą doskonale, że najpierw był Josh Kirby). Paul opowiada o swoich inspiracjach, przemycając cytaty, przytaczając rozmowy z Pratchettem, jego uwagi i tym samym budując delikatną aurę,w  której czujemy smak tej współpracy. Kidby  pokazuje ewolucję rysunków postaci, wskazuje istotne detale, no i w ogóle cymesik jest ten album i tak troszeczkę łagodzi nieutulony smutek, że nie będzie już nowych tomów, na które czekało się przebierając nóżkami.

Trzecią rzecz znalazłam dzięki autopodrzutkom FB, a jest to cykl narysowany przez znanego z DC Maxa Fiumarę do scenariusza Ricka Remendera. Ofiarnicy (na razie posiadłam dwa pierwsze zbiorcze tomy), dark fantasy dziejące w świecie kierowanym przez  istniejących namacalnie bogów. Raz na pokolenie, pięć gatunków będących pod osobistą opieką różnych bóstw, ma narzucony obowiązek oddawania pierwszemu żniwiarzowi po jednym dziecku z każdej rodziny. Dzieci te nazywane są ofiarnikami i przeznaczone bogom. Do czego? A to już sobie przeczytajcie sami.


A gdyby komuś przyszło twierdzić, ze jestem zbyt gruba na ubranie pięciolatka, mówię, że w myślenia swego jest błędzie, bo nawet zapinam suwak!





sobota, 5 lipca 2025

Czy ja aby nie przesadzam?

 Bo to nie tak, że ja nie mam tematów do zapiskowania, mam, wciąż trują mi dupę w mózgoczaszcze (sic!). Rzecz w tym, że co który wyjmę, zaraz mam wątpliwość, czy aby nie zbyt krytycznie podchodzę do rzeczy, czy moja wizja nie jest skisłym ogórkiem abo śledziem zaprawionym octem siedmiu złodziei, więc je zostawiam, te myśli, krążące jak gawrony ze spinem przeciwnym.
A wiecie, że mózg nasz lubuje się w krakaniu i utyskach? O wiele trudniej jest mu tworzyć pozytywy i w dodatku leniuch z niego nie lada, zatem miga się jak może.  Dlatego teraz też zamiast wydobyć z siebie kulawą wizję oceny i ratowania świata, pokażę wam ojasa!


A wy śfińtuchy, to taka bańka nawadniająca jest! Taki system gdzie gliniany nieszkliwiony garczek "poci" się do gleby uwalniając wodę po troszeczku, w miarę przesychania. Zakopuje się go zostawiając jeno wychyniętą na powierzchnię szyjkę którą zamyka się korkiem, ale przedtem napełnia się ojasa wodą i już. Zabierałam się do tego systemu od czterech lat,a dopiero w tym roku sapnęłam, kichnęłam, poszperałam w kieszeni i wygrzebałam na trzy dzbanki 2,5l. Niestety tanie nie są i to jest ich główny mankament.

A stało się tak to z powodu koleusów. A to koleusowe szaleństwo to z powodu kiermaszu roślin w szkole, na który to kiermasz hodowałam i na który to kiermasz hodowała moja siostra odmiany, a później jakoś tak się zdarzyło, że z myślą już o następnym kiermaszu nagle i niespodziewanie stałam się właścicielką kolejnych odmian (przyrzekam, tylko zamknęłam oczy i one już tam stały) i gdzieś trzeba teraz było te koleusy posadzić. Znaczy najpierw posadziłam je w doniczkach, ale to był system doraźny i zimowy. A więc zamówiłam do tych koleusów skrzynie. A jak zamówiłam skrzynie trzeba było poszukać jakiejś stosownej bejcy, więc zamówiłam sobie wyjątkowo brzydką w kolorze. Jeśli spytacie dlaczego tak, odpowiem, yyy nie wiem. No a  skoro już pomalowałam te skrzynie ową brzydką w kolorze bejcą, mus było ojasy wypróbować. No i właśnie tak. Dzień dziś był pofmurny, więc barwy nieco szarawe.

Tak wygląda mój olla

A to moje koleusy w skrzyniach pomalowanych bejcą o brzydkim kolorze.





A przy okazji powiem wam, że nożyce samociachające bosza i minikosiareczka o wdzięcznej, acz jadowitej nazwie Venom, to moi najlepsi kumple dziś w szukaniu maliniaka w pampasie po szyję. Veni vidi vici, tak że ciabas perzu!


piątek, 4 lipca 2025

Przyskrzynić lato!

 No bo z wakacjami to jest tak, że mam je tylko w piątek zakończenia roku, później już tylko się kończą. Nie, nie przekonujcie mnie, znam ja te wasze układy słoneczne!
Szkolny galopek końcówkowy sprawił, że mię się ziewać chciało i kolejne dwa dni poapelowe spędziłam na spaniu z książką. Dzięki temu, ze mamy w szkole remont na wskroś (Stricte, bo windę robią) nie musiałam latać do szkoły po zakończeniu roku. Później trochę wstałam, trochę się otrzepałam, a wtedy domostwo jęknęło i osiadło. Zatem chcąc nie chcąc, trzeba było domostwo na duchu podnieść, a to skrzynie kwiatowe bejcować, a to jakieś okno przemyć, a to to, a to sio. A deszczu ani widu ani słychu, ślimaków też nie słychu, za to widu, więc toczyłam ciężkie działa, trudno, jako biolog rozumiem system i one wychodzą!

Nazbierało się trochę do popatrzenia, to tak szybko wam pokażę, bo paluszki zastygły w kształt sprawozdań, a zaraz jadę poszwendać się po Kazachstanie, więc odstąpię od internetów na trzy tygodnie, a wszak obiecałam sobie co czas jakiś przećwiczyć sztuczki literkowe, więc zrobię to teraz. zamknę oczy i zrobię. Więc jakby co głupiego, pamiętajcie, że z zamkniętymi pisałam oczami.

Trzy książki Holly Black, tej od Kronik Spiderwick. Poprawnie pisane fantasy, czytajne jak najbardziej.  Księga Nocy to taki miszmasz wpływów Murakamiego i Andersena zmieszane w stylu starych filmów o prywatnych detektywach (to z aury) i z Billym Oceanem w spódnicy.
Klątwiarze (tłum. S.Kroszczyński i Z.Byczek) to dość fajne studium żywota człowieka nastoletniego dla nastolatków właśnie. Świat, w którym rękawiczki są niezbędnym wyposażeniem obywateli, ponieważ dotknięcie dłoni może skutkować aplikacją klątwy.
I Las na granicy światów, nie wiedzieć czemu dwa razy nabyty, to dość smaczna  wersja Króla Olch dla młodszych nastolatków. 

Oczywiście kolejne tomy komiksów, Studia Tańca (Crip i Beka) oraz Ptysia i Billa (Jeana Roby) polecam ręcyma i nogyma, ale już o nich pisałam więc tylko przypominam.

Bardzo ładnie narysowana Łauma, Karola Kalinowskiego, to trochę czerpiąca ze swady Luka Pearsona w  Hildzie, historia wplątująca słowiańskie moce i bóstwa w ramki komiksu. Zdradzę, że zaraz na początku tata Dorotki staje się mordercą członka rodziny i to uruchamia łańcuch niebezpiecznych, ale i fascynujących wydarzeń. Nieodparte wrażenie Rożka i Drewniaka (z Hildy) wywołują we mnie Kurke i Ajtwar, ale już tak właśnie jest z temi ludowościami, że niby zagranico inacy, a tak samo. Zdecydowanie polecam.

Kolejny komiks Neila Gaimana (trudno i tak wielbię jego twórczość) i Marka Buckinghama - Miracleman Złota Era (t.2)  to już kompletnie inna parafia. Jest jak zawsze u Neila mrocznie, onirycznie, nieco schizofrenicznie. Wspaniałe zmiany rysunków związane z kolejnymi szkatułkami historii. Mamy tu bóstwo/herosa, które w pierwszym tomie "uzdrowiło świat" i w tomie 2 świat ten opowiadany jest przez jego mieszkańców patrzących na nowego boga, kochających go i mających wątpliwości. Nawet jeśli nie jest się wielbicielem Gaimana, warto zobaczyć ten komiks na ten przykład w bibliotece.

Branżowo przeczytałam taką książeczkę, którą chciałam wziąć do biblioteczki klasowej dla moich nastolatków, ale jednak nie, kulturowo trzeba być trochę do niej przygotowanym, choć teoretycznie zawiera nieco sztampowe truizmy. Kim Suhyun, Bądź tylko sobą (przekład Ewa Pater-Podgórna)

Cuda nad Rospudą polecam miłośnikom bajek, podań, legend, baśni, bo to prześliczna wizytówka projektu etnograficznego z Podlasia i Suwalszczyzny. Znana nam ze swoich przesympatycznych skarpetek Justyna Bednarek przedstawiła lekko unowocześnione na potrzeby młodszego czytelnika, ale nie pozbawione ludowej barwiczki, wybrane opowieści ośmiu kultur współżyjących na tych terenach. Opowieści zilustrował Maciej Szymanowicz, zostały też opatrzone stosownymi , a nie budzącymi popłochu objaśnieniami trudnych słów.  Ponadto mamy tam kody QR pozwalające usłyszęć bajki w oryginale, opowiedziane przez tamtejszych ludzi. Fajna rzecz.

No i przepiękny komiks Milo Manary i Umberto Eco. Imię róży, matkoboskojasnoniebiesko, jak on jest świetnie narysowany, jak jest wspaniale zaplanowany, jak on jest ach! Czekam na drugi tom.


I na razie tyle wam zostawiam do popatrzenia, jeszcze szczodrą ręką dorzucę zdjęcia gagatków, co to mnie we bożocielny czas nawiedzili. Wtedy to odkleiłam się od rzeczywistości i zamiast myśleć o tabelkach i świadectwach, spędziłam czas na dzikich chichotach, grach planszowych, wytwarzaniu jedzenia, śpiewach, opowieściach i innych erudycjach. Jedne wyjeżdżali, drugie przyjeżdżali.  A ło