wtorek, 19 grudnia 2023

popchnij świąt do przodu

 I jakiś ten przedświąt bezpłciowy tegorocznie, niby pilnie, a jednak bezdusznie plotą mi się w środku wstążki codzienności. Czegoś nie czuję, przed innym uciekam, jeszcze tamtego unikam. Chwytam się zadań zewnętrznych, doprowadzam je do satysfakcjonującego miejsca, a we własnych czterech ścianach jakaś właśnie czworościenna jestem. Ani do tańca, ani do różańca, zupełnie niechoinkowa. Cóż, bywają i takie roczniki, co to bardziej kwaśnieje, niż smakuje, co poradzić. Czytać średnio mam kiedy bo sytuacje i ciało pokrywa się zmęczeniem i nieruchomieje, jak odwieszony do szafy kadr z płowiejącej nieubłaganie fotografii. 

Zdołałam jedynie nieliczne:

Hokus Pokus Vonneguta (przekład Zofii Uhrynowskiej-Hanasz) książka ciemna i w tej ciemności pełna absurdalnego uczucia humoreski, jaką nam serwuje życie w takim a takim społeczeństwie, z takimi, a takimi rządzami i przede wszystkim z przywarami naszymi wszystkimi powszednimi i nie. Jakoś mi tak obrazem brojglowskim gra.

Prawda Półostateczna Dicka (przekład Zbigniewa A. Królickiego), co to jest zrobiona z opowiadań zszytych trochę na okrętkę, ale jako, że ja Dicka zawsze i we wszelkich odsłonach, wielbię też jego niedoskonałości, a  może nawet tym mocniej, kiedy spod skomplikowanej makramy wyziera sztuczny staw, czy fragment syntetycznego ścięgna. Postapokaliptyczny ogród ziemski dla wybrańców i masy ludzkie wciśnięte pod skorupę. Właściwie ta książka już się dzieje, tylko w nieco innym geograficznie układzie. Siła propagandy i próżny trud zmian, bo życie jest jakie jest, a człowiek jest taki, jak życie.

I jeszcze takoż dystopiczna Pianola Vonneguta (przekład Wacława Niepokólczyckiego). Tym razem maszyny mają pierwsze i ostatnie słowo i bronią nas przed nami samymi. A skoro wiedzą lepiej, to właściwie większość ludzkości jest zbędna i żyje w poczuciu tej niepotrzebności otoczona dobrami produkowanymi hurtowo i z rozmachem. Taki straszliwy dobrobyt klasy średniej, a po drugiej stronie szczeliny, grupa inżynierów, którzy "do czegoś się nadają", tak przynajmniej decydują maszyny. I opowieść o tym, jak to się skończy.

I jeszcze śliczne Listy św. Mikołaja J.R.R. Tolkienapod redakcją Baillie Tolkien  (przekład Pauliny Braiter), które to listy Tolkien pisał do swoich dzieci wcielając się w rolę najważniejszej legendy dzieciństwa. Urocza, ciepła rzecz ze ślicznymi przedrukami listów, kopert i obrazków. Zanurzyłam się z przyjemnością.

Z przedziwnych rzeczy zupełnie przypadkiem dyżurując na podłodze mamcinego pokoju i ślepiąc w telewizorowy ekran, obejrzałam polski film Córy dancingu (reż. Agnieszka Smoczyńska). I wciągnął mnie on tą dziwnością swoją i nie wiem właściwie co o nim powiedzieć, to w sieci sobie przeczytacie, jeśli kto nie widział, tam mędrsze piszą. 

No i robiłam trochę krzyżówek, a trochę inne rzeczy, a że znakomita część z nich była nudna i się na bloga nie nadawa, to nic o nich nie napiszę.

Zrobiłam pierwszy wpis po czasie niewpisywania, to może się trochę moje zielone komórki ruszą.

a taka była zima









Aha, przez jakieś 3 tygodnie mieliśmy prawdziwą cudowną zimę, ale już ją wyłączyli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz