poniedziałek, 16 lipca 2018

wewnetrzny smutek, który "psuje" krew

Są takie popołudnia, z których nie da się wykrzesać iskry. Napada szarówka, smutek, melancholia, dźwięki turkocącego obok życia drażnią, tivi wkurwia, radio nie wchodzi w rachubę, książka jest brunatną plamą w której mażą się i bełtają słowa, spać się nie chce, tylko się siedzi i gapi. Na nic. Są to popołudnia męczybuły, popołudnia wampiryczne, popołudnia upiory. I zupełnie inaczej te popołudnia się planowało, inaczej, radośniej, pełniej, a wyszło kompletnie inaczej. Siedzi się więc teraz, nie czyta, nie patrzy, nie pisze i z nadzieją odlicza kolejne minuty zmęczenia, które być może w końcu przyniosą długi, głęboki sen. a sen nie przychodzi, jak na złość. Kto nie zna takiego popołudnia,  ręka w górę, nawet płakać nie da się, nawet pić. Wtedy trzeba opowiedzieć. Cokolwiek.

Sporo zrobiło się zaległości w pisaniu bloba, robieniu różnych rzeczy, jeszcze więcej zaległości w pracy nad swoim szaleństwem.

To tak choć trochę nadrabiając: Na ótce rodzaju sasanka, przeczytałam sobie przewodnik Izabeli Lewandowskiej i Edwarda Cyfusa "Magiczne wsie południowej Warmii. Przewodnik historyczno-kulturowy" i byłaby to nawet fajna pozycja, gdyby nie słabe gawędziarskie pióro obojga autorów. O ile gładko poszła mi część wstępna typowo naukowa (p. Izabela Lewandowska), o tyle reszta, która z założenia miała być nieco osobistym rysem warmijskicgh wsi, trąciła ckliwym banałem właśnie w tej przestrzeni. Ale informacji trochę jest, nawet sobie ośle uszy założyłam na jakiś wolniejszy czas do rowerowania, więc bogać tam!

*

Nabyłam tez kilka ładnie wydanych zeszytów z cyklu Miniatury mazurskie i stwierdzam, że w gwarze rzeczy brzmią zabawniej, nie tyle, że zabawne są wyrazy gwarowe, ile, że jakoś tak w gwarze bliżej kości, rubaszniej.
 na przykład:

"A baba od nowa mu wykłada, a gada jak pytel. Zmiarkował (wraz) ze, jek ji nie da, to dostanie po kłembzie, ze ani jeden kudeł nie zostanie na jego ryju."

Emilia Sukertowa-Biedrawina, Diabeł na Mazurach w baśniach i podaniach. Miniatury Mazurskie nr 1

*

Agata Tuszyńska, Singer. Pejzaże pamięci, to rzecz nie tylko o samym nobliście, ale podejmująca kwestię Żydów ogólnie. Czyta się, chociaż po lekturze tej książki mam mieszane o Singerze zdanie, pewien mętlik, który stworzył się z porozrzucanych, przemieszanych lekturą tej książki we mnie odczuć wcześniejszych wyrosłych na samej tylko Singera literaturze. Całkiem przypadkowo i losowo sięgam po biografie, tę dostałam od Reteski (Teresy Radziewicz) i myślę sobie o Singerze  jak dawniej, ciepło, z podziwem, ale już też dźwięczą mi myśli pejoratywne, na temat jego skąpstwa, osobowości gburowatej,   nieromantycznej. 
Jeszcze sobie myślę o tych skrawkach, z jakich zbudowała autorka tę książkę, ładnie zbudowała dodam, udatnie, a jak sądzę zadanie było trudne, bo wiele rzeczy zgubionych, zagubionych, niejasnych. Wypełniła więc te dziury obrazami pasującymi, mówiącymi o świecie, tamtym świecie, znikającym, a właściwie już znikłym. I naszym dzisiejszym też

"Jak rodzi się opowiadanie?", zapytał kiedyś syn.
"Na początku potrzebny jest jakiś wątek" - odpowiedział.
- Jeśli już mamy akcję, dobrze, żeby była w nią wpleciona miłosna historia. Wskazane, by w miłosnej powieści uczestniczyło więcej niż dwoje. W uczuciach małżeńskiej pary nie ma tyle siły, co w  miłości tajemnej.
Czasem zdarza się, że mam pomysł, ale nie udaje mi się posunąć wątku do przodu, cała historia ulega zablokowaniu. Nieraz śnię albo mam widzenia na jawie i w kilku scenach zagadka zostaje rozwiązana. mam w swoim dorobku niejedna powieść liczącą kilkaset stron, która utknęła w ślepym zaułku. W takich przypadkach opowieść przypomina zepsutą maszynerię. lepiej posłać ja od razu na złom, niż spróbować naprawić. To będzie wspaniały materiał dla studentów literatury po mojej śmierci.
"To wszystko?" , zapytał syn.
Ojciec wskazał palcem na sufit i dodał " Oprócz żydowskiej głowy potrzeba tez łaski niebios".

(Agata Tuszyńska, Singer. Pejzaże pamięci)

*
i niestety najlepsze i najstraszliwsze opowiadania pisze życie

*

Czytam w końcu Niedokończone opowieści Tolkiena w przekładzie Radosława Kota i wkurza mnie ich niedokończoność jednak. zgodnie z zapowiedzią synowską w przedmowie, czyli wszystko gra.
A poza tym to pakuję się do Albanii i dobrze. Czas wyjechać i to już. 


* Tytuł posta jest zagadką dla tow. Janusza Radwańskiego

zdjęcie wybrane na chybiłtrafił i nieilustrujące:



3 komentarze:

  1. Taak. Takie popoludnia.
    Ehh.

    Albania? Z planem czy "na dziko"?

    OdpowiedzUsuń
  2. na dziko z planem, a całośc planuu ma moja przyjaciółka. wszakże kiedy porównałysmy plany, to wyszło nam to samo. bo to nieduzy krajj jest :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To powodzenia, oby bylo dobrze, a nawet jeszcze lepiej.
      Elementy dzikosci sa wskazane w kazdym planie ;)

      Usuń