wtorek, 4 lipca 2017

Ad kosz

Sprzątnęłam dziś górkę książek przeczytanych, o których chciałam napisać, trudno. Pomyślałam sobie-  nie uzewnętrznię swojego czegoś tam, czegoś tam o nich i świat na mur wytrzyma bez czegoś tam, czegoś tam mojego o książkach, mało tego - oleje. 
Pozbywam się  ważkich dla mnie, o jakże ważkich śmieci - kapsel od piwa dostany od kumpla na szlaku w Gruzji, karty pracy do lekcji o owadach (przydasie), metalowa płytka (wiadome, jak wyrzucę, zaraz będzie potrzebna). Na  Muminka, świnkę i glinianego misia Dariusza, któremu jedna łapka opada, nie zdecydowałam się - w sensie wyrzucić, ale wyciepłam mnóstwo rzeczy z koszyczków, saszetek, pudełek i z półeczek - durnostojki. 
Jest oddech w tym pozbywaniu się: "Wyrzuć pamiątki. Spal wspomnienia", ciężko się to dzieje, ale po wszystkim przestrzeń nieobrośnięta jeszcze kurzem, daje sporo odpoczynku płucom. a właściwie nie płucom, a tej łepetynie, co każe je gromadzić i przemocą wzięta, zaczyna wreszcie brać oddech. I papier, pozbywanie się papieru w moim zawodzie, to jak obarczony poczuciem winy orgazm. robię to. 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz