"- Czy może mnie pan uprzedzić, która strona zwycięży?
-
Zatriumfuje prawda - oznajmił Gallegher uroczyście. - Jak zawsze.
Aczkolwiek jest zmienna w tym wszystkim, czyli że wróciliśmy do punktu
wyjścia."
(Próżny robot (Stos kłopotów), H.Kuttner, tłum Zofia Uhrynowska-Hanasz)
Ostatnio wyciągnęłam z kąta "Stos kłopotów" Henry'ego Kuttnera (tłum. Zofia Uhrynowska-Hanasz) i z wielka przyjemnością spożyłam dziś rano, zwłaszcza opowiadania o moim ukochanym naukowcu Gallegherze (w niektórych występuje jako Galloway lub Galloway Gallegher), który to wynajdował rzeczy absolutnie genijalne li i jedynie w stanie krańcowego upojenia alkoholowego, korzystając przy tym ze skonstruowanych w tymże stanie, organów alkoholowych (mam podejrzenie, że Vian pociągnął od niego te organy do Piany dni). Opowiadania z Gallegherem mają to, co mnie w fantastyce i absurdzie kręci, a więc ów absurd nie jest przegięty na każdym elemencie świata, zatem nosi znamiona "normalności" tegoż i jednocześnie rzeczywistość przedstawiona zaprzecza sama sobie i wykręca się we wszystkie możliwe strony. Po drugie dowcip jest wsamrazowy dla mnie, czyli nie muszę zarykiwać się śmiechem, a jednocześnie śmieję się w środku, choć właściwie to nawet nie śmieję się, tylko głęboko wiem, że to zabawne. I to mi wystarczy. Tak jest np w przypadku skomplikowanego i niezwykłego pod względem konstrukcji robota-narcyza, który okazuje się być stworzony do, no właśnie Gallegher nie pamięta, ale kiedy już sobie przypomni...
Główny bohater opowiadań ma w moim odczuciu coś z Humpfreya Bogarta, jakiś tragiczny rys detektywa, gangstera, (choć żadnym z nich nie jest i nie zajmuje nawet takiego miejsca) naznaczony nieudacznictwem i geniuszem.
Z mniejszą już uciechą, a nawet znacznie mniejszą, przyjmuję opowiadania o rodzinie Hogbenów, ludzi-mutnantów parających się fizyką w sposób naturalny, potrzebny do najzwyczajniejszego życia. Te opowiadania są wg mnie właśnie nazbyt przegięte w stylizacji, kiedy silą się na wiejską prostotę kwantującej fizyki. Może gdybym usłyszała ten język w oryginale? Ale najpierw, rzecz jasna, musiałabym ów język znać
*
" Galloway grał ze słuchu - byłoby to zupełnie naturalne, gdyby był muzykiem, ale Galloway był uczonym. Zapijaczonym i narwanym, ale dobrym.
(...)
- Słyszałeś przecież. Mógłbym ci zapewnić wspaniałą posadę, gdybyś potrafił robić użytek z tego swojego zwariowanego łba albo przynajmniej zaczął o siebie dbać.
- Próbowałem - mruknął Galloway. - Nic z tego. Nie mogę pracować, kiedy się skupię. Chyba że robię coś mechanicznego. Moja podświadomość musi mieć bardzo wysoki iloraz inteligencji"
(Idealna skrytka (Stos kłopotów), H.Kuttner, tłum Zofia Uhrynowska-Hanasz)
*
"- Niech pan się nie przejmuje Joem. Skończyłem go właśnie wczoraj wieczorem i muszę powiedzieć, że żałuję.
- Robota?
- Robota. Ale on jest do niczego. Zbudowałem go po pijanemu i nie mam zielonego pojecia ani jak, ani po co.
Nic nie robi, tylko sterczy przed lustrem i podziwia siebie. I śpiewa. Wyje jak upiór. Zaraz pan go usłyszy.
(...)
- Ja jestem zrujnowany od lat - zauważył uczony. - I zupełnie się tym nie przejmuję. Po prostu pracuję na utrzymanie, a w wolnych chwilach robię różne rzeczy. Najróżniejsze. Gdybym miał studia, byłbym drugim Einsteinem. Tak mi przynajmniej mówią. Ale moja podświadomość jakimś cudem zdobyła pierwszorzędne naukowe przygotowanie. Może dlatego nigdy się nie przejmowałem wykształceniem. Kiedy jestem pijany albo chociaż wystarczająco roztargniony, potrafię rozwiązywać najbardziej cholerne problemy"
(...)
- Naturalnie - odparł Joe. - Jest to w pełni uzasadnione: jeżeli do
udowodnienia swojej racji potrzebujesz eksperymentu, to znaczy, że
jesteś kiepskim filozofem i logikiem."
(Próżny robot (Stos kłopotów), H.Kuttner, tłum Zofia Uhrynowska-Hanasz)
*
i zdjęcie z poczwórnej koniunkcji, ruszone, bo nie mam statywu
od góry Wenus, Łysy, Mars i Jowisz. w lewo od Wenus - Regulus, najjaśniejsza gwiazda konstelacji Lwa