czwartek, 29 października 2015

Z rozmów: O świecie

Klasa VI, dzisiejsza lekcja o kontynentach. Ameryka Północna, esiefesie...

ja: A kto z was może zna nazwy plemion rdzennych mieszkańców?

Uczeń (niesmiało): Apacze

ja: uśmiecham się

Uczennica (triumfalnie): DRAPACZE!!! (i cichutko, niemal pod ławką) chmur

Z rozmów pod stołem - O fotografii tematycznej



Od tego się zaczęło, przeczytałam na fb jakąś reklamę, która stała tak: "Warsztaty fotografii noworodkowej”, powiedziałam o tym Janurzowi, no i pooooszło. To tak, cytuję (pomysły z obu stron głównie na zmianę, bo zwykle na zmianę pomysłujemy coraz durniej):

- nie jest łatwo, nie można fleszem
- można ziemniakiem – fotografia noworodkowa ziemniakiem
- aparat wąskoklitkowy
- zdjęcie przy użyciu parsku* i piwniczki murowanej
- fotografia geriatryczna
- fotografia adolescencyjna (brzmi jak fluorescencyjna)
- fotografia klimakteryjna
- fotografia andropauzalna warsztaty!
- fotografia premenstruacyjna
- fotografia postkoitalna
- fotografia przedwczesnego wytrysku - warsztaty (radzimy się śpieszyć, decyduje kolejność zgłoszeń)
- fotografia owulacyjna, weźcie termometr
- fotografia polucyjna (i parasol)
- fotografia ekstrakcyjna, proszę zabrać kleszczyki i piłę
- fotografia ekshumacyjna (mile widziane szpadle)
- blaski i cienie stężenia pośmiertnego. Fotografia nekrofilna
- czas ekspozycji w fotografii nekrofilnej

o!

*parsk - rodzaj piwniczki ziemnej

środa, 28 października 2015

Z rozmów milczących - Szybki poranek



dziś rano z tytułu podziwicielstwa koniunkcji planetarnej, wyskoczyłam przy okazji szczelić mgle w ten niewyraźny zimny pysk. wyskoczyłam tylko za próg, ale zniosło mnie nieco dalej, w pola. przejeżdżający traktorem gospodarz (ojciec moich dawniejszych uczniów) uprzejmie skinął mi głową, przejechał mimo, po czym odwrócił się z niedowierzaniem. pech chciał, że znów miałam na sobie *dziwny stój - nocną koszulę, długi, pasiasty szalik i gumowce |

* wcale nie uważam tego stroju za dziwaczny, jeno za pośpieszny



wieje na księżyc

to dziwne, że koty lubią się włóczyć po nocy. jakbym była kotami, to wolałabym siedzieć przed tivi o gotowaniu.



poniedziałek, 12 października 2015

kwantyfikator fantastyczny

 "- Czy może mnie pan uprzedzić, która strona zwycięży?
- Zatriumfuje prawda - oznajmił Gallegher uroczyście. - Jak zawsze. Aczkolwiek jest zmienna w tym wszystkim, czyli że wróciliśmy do punktu wyjścia."

 (Próżny robot (Stos kłopotów),  H.Kuttner, tłum Zofia Uhrynowska-Hanasz)

Ostatnio wyciągnęłam z kąta "Stos kłopotów" Henry'ego Kuttnera (tłum. Zofia Uhrynowska-Hanasz) i z wielka przyjemnością spożyłam dziś rano, zwłaszcza opowiadania o moim ukochanym naukowcu Gallegherze (w niektórych występuje jako Galloway lub Galloway Gallegher), który to wynajdował rzeczy absolutnie genijalne li i jedynie w stanie krańcowego upojenia alkoholowego, korzystając przy tym ze skonstruowanych w tymże stanie, organów alkoholowych (mam podejrzenie, że Vian pociągnął od niego te organy do Piany dni). Opowiadania z Gallegherem mają to, co mnie w fantastyce i absurdzie kręci, a więc ów absurd nie jest przegięty na każdym elemencie świata, zatem nosi znamiona "normalności" tegoż i jednocześnie rzeczywistość przedstawiona zaprzecza sama sobie i wykręca się we wszystkie możliwe strony. Po drugie dowcip jest wsamrazowy dla mnie, czyli nie muszę zarykiwać się śmiechem, a jednocześnie śmieję się w środku, choć właściwie to nawet nie śmieję się, tylko głęboko wiem, że to zabawne. I to mi wystarczy. Tak jest np w przypadku skomplikowanego i niezwykłego pod względem konstrukcji robota-narcyza, który okazuje się być stworzony do,  no właśnie Gallegher nie pamięta, ale kiedy już sobie przypomni... 
Główny bohater opowiadań ma w moim odczuciu coś z Humpfreya Bogarta, jakiś tragiczny rys detektywa, gangstera, (choć żadnym z  nich nie jest i nie zajmuje nawet takiego miejsca) naznaczony nieudacznictwem i geniuszem.

Z mniejszą już uciechą, a nawet znacznie mniejszą, przyjmuję opowiadania o rodzinie Hogbenów, ludzi-mutnantów parających się fizyką w sposób naturalny, potrzebny do najzwyczajniejszego życia. Te opowiadania są wg mnie właśnie nazbyt przegięte w stylizacji, kiedy silą się na wiejską prostotę kwantującej fizyki.  Może gdybym usłyszała ten język w oryginale? Ale najpierw, rzecz jasna,  musiałabym ów język znać

*

" Galloway grał ze słuchu - byłoby to zupełnie naturalne, gdyby był muzykiem, ale Galloway był uczonym. Zapijaczonym i narwanym, ale dobrym.
 (...)
- Słyszałeś przecież. Mógłbym ci zapewnić wspaniałą posadę, gdybyś potrafił robić użytek z tego swojego zwariowanego łba albo przynajmniej zaczął o siebie dbać.
- Próbowałem - mruknął Galloway. - Nic z tego. Nie mogę pracować, kiedy się skupię. Chyba że robię coś mechanicznego. Moja podświadomość musi mieć bardzo wysoki iloraz inteligencji"

(Idealna skrytka (Stos kłopotów),  H.Kuttner, tłum Zofia Uhrynowska-Hanasz)

*

"- Niech pan  się nie przejmuje Joem. Skończyłem go właśnie wczoraj wieczorem i muszę powiedzieć, że żałuję.
- Robota?
- Robota. Ale on jest do niczego. Zbudowałem go po pijanemu i nie mam zielonego pojecia ani jak, ani po co.
Nic nie robi, tylko sterczy przed lustrem i podziwia siebie. I śpiewa. Wyje jak upiór. Zaraz pan go usłyszy.

(...)

- Ja jestem zrujnowany od lat - zauważył uczony. - I zupełnie się tym nie przejmuję. Po prostu pracuję na utrzymanie, a w wolnych chwilach robię różne rzeczy. Najróżniejsze. Gdybym miał studia, byłbym drugim Einsteinem. Tak mi przynajmniej mówią. Ale moja podświadomość jakimś cudem zdobyła pierwszorzędne naukowe przygotowanie. Może dlatego nigdy się nie przejmowałem wykształceniem. Kiedy jestem pijany albo chociaż wystarczająco roztargniony, potrafię rozwiązywać najbardziej cholerne problemy"

(...)
- Naturalnie - odparł Joe. - Jest to w pełni uzasadnione: jeżeli do udowodnienia swojej racji potrzebujesz eksperymentu, to znaczy, że jesteś kiepskim filozofem i logikiem."

(Próżny robot (Stos kłopotów),  H.Kuttner, tłum Zofia Uhrynowska-Hanasz)

*

i zdjęcie z poczwórnej koniunkcji, ruszone, bo nie mam statywu

od góry Wenus, Łysy, Mars i Jowisz. w lewo od Wenus - Regulus, najjaśniejsza gwiazda konstelacji Lwa

sobota, 10 października 2015

gdy po szuszy szosza szucha

znalazłam w szafce małego cwanego mniemca z czasów drugiej wojny


poniedziałek, 5 października 2015

Rozrywki ręczne

Wieczór sobotni. Starsza siostra przetwarza jakieś obłędne ilości grzybów w naszej kuchni. Marta, siostrzenica siedzi przy stole i gadamy. Siostra prosi mnie o zrobienie etykiet na słoiki zatem przynoszę swoje pisaczki i dziergam te etykiety. No to, kiedy Marta widzi pisaczki, też zaczyna pisać, ozdobnymi literkami. Na to przykłusowuje z pokoju Adam (mąż Marty) zwabiony rzecz jasna szuraniem pisaczków, za chwilę siostra odrywa się od kuchenki. I tak we czwórkę spędzamy dwie bite godziny, bawiąc się dwoma pisaczkami i  kaligrafią. Lubię.


zdjęcia robione truflą






i opowiastka znaleziona w koszyku kuchennym


wieczór

dziś piosenka na wieczór. ale bez nagrania jeszcze (znaczy ja mam wersje roboczą juhu!). taka prosta nieprosta i uwielbiam


Dariusz Sokołowski


kochankowie

pytasz czemu nie piszę
czy to ostatni raz
kiedy znów coś odpowiem
czemu milczę

wyobraziłem sobie ciebie/ bez rozpaczy
i taką jaka jesteś – jaka możesz być
wyobraziłem sobie ciebie – która tyle ma znaczeń
odmiennie nieodmienna odmiennie nieodmienna - ty

kim dla ciebie dziś jestem
czy pamiętasz – twarz
co zostało najlepsze
jaka jesteś

wyobraziłem sobie siebie/ bez rozpaczy
takiego jakim jestem – jakim mogę być
wyobraziłem sobie siebie co to może znaczyć
odmiennie nieodmienny odmiennie nieodmienny – ja

wyobraziłem sobie miłość która nie tłumaczy
bez gniewu bez wyrzutów – jaka winna być
wyobraziłem sobie miłość - która tyle ma znaczeń
odmiennie  nieodmienny odmiennie nieodmienny – sen

wyobraziłem sobie miłość która nie tłumaczy
bez gniewu bez wyrzutów – jaką może być
wyobraziłem sobie miłość - która tyle ma znaczeń
odmiennie  nieodmienny odmiennie nieodmiennej - sen