Tak sobie ostatnio w chwilach wolnych od nieznośnej lekkości bytu pomyśliwam, a ponieważ proceder ten u mnie nader rzadko znajduje awatar w świecie zewnętrznym, to będzie niech dobrą, a skromną zasłonką do potrzeby zapisania czegokolwiek na blobie i tym samym spełnienia dodatkowo nie tylko chuci, ale i nałożonego na się przez się, obowiązku.
Bo tak sobie myślę o nieuświadomionych odruchach praw roszczenia i własności kopczyka, na którym przysiadamy.
Z jednej strony walczymy wciąż, mówimy, tarzamy się w słowach o otwartości, życzliwości, potrzebie dzielenia się, o potrzebie swobody i tych wszystkich szykanach z pojęciami onemi związanych, z drugiej obserwuję taki oto mechanizm.
Ludziska znajdując jakieś cudze treści, obrazki, żarty w sieci, wiedzeni potrzebą pokazania, co znaleźli, bo fajne, bo zabawne, bo rzutkie i śmiałe, udostępniają je, dajmy na to, na fb, żeby się tym swoim znaleziątkiem podzielić, pośmiać z zebranymi wokół ognia i słowa przyjaciółmi, podroczyć z wrażymi szeregami, tudzież wzbudzić zazdrość łamaną przez podziw. To jasne, to zrozumiałe, to mnie nie dziwi, to jest dla mnie najzupełniej logiczne i wpisane w gatunku etologię.
Co zatem sprawia, iże udostępniając one, cudzo wytworzone treści, ludziska wzmiankowane, wyłączają funkcję możliwości udostępnienia dalszego, by nikt broń losie, nie posłał dalej tego wykopanego z błota internetów, a nadal cudzego przecież, artefaktu. Przez cudzego człowieka wytworzonego i w świat posłanego, by szerzyć, rozmnażać i nauczać w narodach.
Inni z kolei, wystraszeni aurą, udostępniając one cuda (przy założeniu że taka możliwość zaistnieje), czują się w obowiązku usprawiedliwić czyn ów swój odrażający i przepraszając pokornie piszą kradnę. Jeśli by zaś tego nie uczynili, klątwa na ich groby do ósmego pokolenia!
I wówczas zdarza się, że ten czy ów. w łańcuchu wcześniej stojący, łagodnie, co prawda i w teorii żartobliwie, acz jakby z zamaskowaną przyganą, zwraca uwagę, że się one dobra (wytworzone przez pierwotnego wytwórcę) podkradło bezczelnie i jeszcze cholera za nie nie dziękując.
Ostatnio napotkałam też poziom wyższy, kiedy cudzą treść ktoś udostępnił i zachęcał, by szerzyć naukę dalej, jednak możliwości udostępnienia treści pierwotnej nie życzył sobie, co wszem i wobec oznajmił.
O takie mnie obserwacje najszły i myśl pytającą o co cho, wymusiły. I trochę pewnie rozumiem mechanizm, a skoro go rozumiem, to trochę złośliwość, a nie zdziwienie smagnęła mnie ogonem do napisania tego postka. Oj tam oj tam, nigdym nie twierdziła, żem słodycz.
A u nasz już od tygodnia bocienie i zdarza się, do roboty, chadzam już we własnej skórze