Aby okazać, że jednak trochę się staram w tym blobie, napomknę, zagaję tudzież półgębkiem wybełkoczę o zakupionej w antku wariacie książeczce zbiorowej pod wspólnym tytułem "Jedenaście pazurów".
Ostatnie tygodnie były dla mnie jedną wielką kompulsywną czytelnią gdyż ponieważ nabyłam ja sobie dla siebie własnej mnie cykl Musierowicz Małgorzaty zwany Jeżycjadą oraz wyjszłe ostatnio w ilustrowanej Siudmakiem serii książki Dicka, a posiadając tę z dwóch krańców lekturę, na przemian nurzałam się w sentymentalnym dziewczyństwie (lubię) i ciemnej stronie umysłu (lubię). Opowiadanka z jedenastu spłynięte (spłynąwsze, spłyłłe?) pazurów, wzięłam sobie jako lekturę jeszcze nie znaną do pociągu pociążeczku mknącego na trasie Trójmiasto- Olsztyn, czyli powrotną trasę z pysznego łikendu.
A nos moutons, pardon - chats. Najsamprzód ujrzałam, że wstęp zrobił im Sapkowski, zatem naostrzyłam zęby wykorzystując do tego blacik stoliczka pociążnianego i zatopiłam je w papierze. Cóż mogę rzec wynurzywszy się z niej, zbiór miał być z pazurem kocim i jest w nim parę (chyba dokładnie para) opowiadań interesujących, najlepsze Koszmar w Providence Łukasza Orbitowskiego i Podłe życie, podła śmierć Pawła Kępczyńskiego. Dalej z pomysłem tylko jakieś takie jeszcze niewyrośnięte Jagi Rydzewskiej, jedno dość przyjemne Piotra Patykiewicza, Szczyt piramidy Artura Baniewicza też z fajnym pomysłem s-f (bo ja lubię s-f), kilka, które znalazły się w zbiorze wciskając kota na siłę w magiel i jedno, którego nichuja nie rozumiem, zatem muszę przeczytać je jeszcze raz. Ogólna ocena to taka trója z plusem na trasę. Howgh