poniedziałek, 22 grudnia 2014

Zapał w rękach

Niech! Wykrzyknęła ze sztucznym entuzjazmem Paniusia, usiłując wykrzesać z siebie iskrę zapału, po czym  poczuła swąd plastiku, gdyż na chwilę zajęła się silikonowym biustem widocznym na ekranie.

niedziela, 21 grudnia 2014

A, B, C... nakryte na czytaniu

 zasadą "opowiastek" jest niemoderowalność zastanego stanu. dziewczęta- Matylda i Regina


List świąteczny do Nieznanego Kuriera

Drogi nieznany Kurierze z firmy Furgonetka.pl

Piszę do Ciebie, ponieważ Twoje istnienie dało mi nadzieję na to, że nie wszystko kurierstwo polskie stracone yest. Dziękuję Ci kurierze, że w tę deszczową i wietrzną noc nie tylko trafiłeś bezbłędnie do mego ukrytego przed światem (sic!) domu, ale też trafiłeś sam, bez żadnych wskazówek, sam odszukałeś zastępstwo me adresackie, sam, jadąc po nocy w biczach deszczu, bocznymi drogami warmińskimi*, sam bez możliwości dodzwonienia się do mnie. Wszystko to zrobiłeś sam i jeszcze w dodatku nie obraziłeś się na mnie, nie groziłeś mi następnym awizowym razem, nie stroiłeś naburmuszonych min do słuchawki i co najważniejsze nie uciekłeś kłamiąc, że nikogo w domu nie było. Dziękuję Ci, nieznany Kurierze Furgonetki i życzę Ci wszystkiego dobrego na święta i po świętach takoż.

* jest to pojęcie samo w sobie


a było tak

jestem w środku lasu, lezę z grupą innych osób uprawiających tej nocy ekscentryczny proceder spacerowy (proceder miał rzecz jasna swój ważny i całkiem sensowny, żeby nie było, cel, ale to jest dla opowiastki mniej istotne). W każdym razie jest  noc, plucha, zawierucha, środek lasu, bagno, mordę mam utytłaną w błocie, bo mi nienawistny haszcz jakiś nogi podciął. Mordę mam podrapaną, zasięgu ani dudu, latarka rzuca smętny krążek światła, który zawstydza się przy jasnych snopach latarek strażaków i policji, więc dyskretnie tą latareczką, latareńką ową omiatam krzaki i staram się nie myśleć o tym, jak mi fajnie woda spływa za kołnierz. Po wyjściu z lasu okazuje się, że dzwoniło do mnie Nieznane. Oddzwaniam zatem Nieznanemu i ono okazuje się Nim- Kurierem Furgonetki.pl. 
Gdzie Pani jest pyta mnie rzeczowo Kurier. W błocie odpowiadam zgodnie z prawdą, w błocie i lesie mniej więcej, ale dokładnie to nie jestem pewna, dzieś tam jest Kobiała, dzieś tam Bartniki i dzieś Kiwity,  ale jeśli mam być szczera, to w którą stronę nie wiem. 
Nie dotrze Pani do domu? Słysząc troskę w głosie Kuriera Furgonetki.pl robi mi się ciepło na mym przemoczonym i ubłoconym sercu.  No nie, nie dotrę raczej pewnie i do rana. Och! reflektuję się. To jak ja odbiorę tę przesyłkę od pana?! Sumituję się srodze. Na to kurier łagodnym uśmiechniętym, ba nawet radosnym głosem (możliwe, że samodzielne trafienie w cel uskrzydla również kurierów) mówi - nic nie szkodzi, nic nie szkodzi, niech Pani dalej spokojnie brodzi w tym bagnie, ja już przesyłkę pani mamie zostawiłem. Ach Kurierze, ach Kurierze Furgonetki.pl!

środa, 17 grudnia 2014

Z rozmów pedagogicznych - Sceny z życia świętej rodziny

Dziś szkolne spotkanie opłatkowe i jasełka.
Na dyżurze drugopauzowym widzę świętego Józefa szarpiącego za włosy Matkę Boską, ta zaś wyczesuje świętemu Józefowi sążnistego kopa.

- Mario, co czynisz! wołam.
- Nienawidzę go! wrzeszczy Matka Boska. Nienawidzę, bo on zawsze mi musi opowiadać to, co mnie zupełnie nie interesuje!

piątek, 12 grudnia 2014

z opowieści do okienka

instytucja świąt psuje mi reputację, zaczynam gotować, sprzątać, łatwiej się wzruszam, jeszcze trochę, a zacznę patrzeć z czułością na ludzi...

dopiero zjarzyłam (na dnie szklanki) ze nie pomieszałam herbaty.
posłodziłam ale nie pomieszałam, tzn trzymałam łyżeczkę w niej ale nic z nią nie zrobiłam, wyjęłam ją z zadumą spoglądając na kawałek białej kiełbasy pływającej w pobliskim równie białym barszczu


 

tłuczenie poduchy

o tym, że mój biały kot, którego używam do liczenia baranów, zamiast chodzić w kółko, zwinął się w precel i śpi, a ja znowu zostałam sam na sam z łysym i zestalającą się mgłą. mgła resublimuje i opada na rzeczy wydając ledwie słyszalny dźwięk szklanych dzwonków. do rana będę wałkować się po łóżku używając złowrogich i skomplikowanych przekleństw, a rano, kiedy zbudzi mnie rozkoszny dźwięk odjeżdżającej śmieciarki (zapomniałam wystawić worki segregujące) , zapłaczę. i to będzie znak, że czas karmić koty, kury i czas do szkoły, gdzie kolejny dzień będziemy kleić wołka, osiołka i grotę panojezuskową na wiosełka. i wycinać gwiazdy, dziesiątki białych gwiazd

wtorek, 9 grudnia 2014

Z pedagogickich - Proste pytania, jasne odpowiedzi

Ze sprawdzianu klasy IV

"Cechy mapy samochodowej: gdzie jesteś, gdzie jest droga, gdzie jest dom"

tada!

poniedziałek, 8 grudnia 2014

pozytywy negatywów

 działania anihilacyjne w moim pokoju dają już pierwsze drobne efekty. Aniet: "o rany, ale masz tu wyczyszczone..." ha! chaosie giń!

poniedziałek, 1 grudnia 2014

przewrót łazienkowy

szlafrok coś knuje...



dyniowy szezlong

mimo, żem biolog, niezupełnie rozumiem proces (partenogenetycznego?) rozmnażania się owoców dyni w naszym garażu. tak, czy siak, coś trzeba z tym robić - część upchnęłyśmy w  zamrażarce, część oczekuje w lodówce na stanie się zupą, a dziś z towarzyszeniem religijnej Joli, która przyszła wyleczyć swe przeziębienie nalewką, udziergałam kacze żarcie

trochę dyni (jakąś 1/5)
dwie duże cebule
pół kila pieczarków
jedna papryka
makaron świderki
10dag sera zółtego (odliczając dziury)

wino japkowe - pół szklanki (HA!) - wino wytwarzamy same swe, jest to spuścizna rodowa
pół kubka śmietany
trochę masła

rozmaryn
majeranek
kłącze imbiru
pieprz kolorowy
sól
papryka słodka
chili
curry

właściwie to już wszystko jasne - udusić podsmażyć, doprawić i zmieszać z makaronem.
no więc ja w takiej kolejności:

1. Dynię pokrojoną w plasterki, paprykę w kostkę i cebulę w piórka duszę pod przykryciem na maśle z dodatkiem wody. Posypuję to solą i curry (curry niewiele)

2. dorzucam pieczarki i duszę dalej doprawiając wskazanymi wyżej rzeczami. pieprz świezo mielony, imbir starty na tarce o grubych oczkach

3. Wlewam wino, chwilę pozwalam się pobulgocić, dolewam śmietanę, dorzucam starkowany żółty ser, próbuję i doprawiam wedle uznania odatkowo

przydaje się zielona piertruszka, ale tej dzisiaj zapomniałam, bo gadałam w trakcie z mamą i religijną jolą.

wygląda jak kacze żarcie, ale jest dobre i zużywa dynię